Samsung 55Q9FN to telewizor 4K z płaskim ekranem o rozdzielczości 3840 na 2160 pikseli.
W telewizorze zastosowano 55-calowy wyświetlacz LCD o konwencjonalnej strukturze subpikseli RGB.
Znaczenie i pozycja w gamie TV na rok 2018
Samsung 55Q9FN nie jest bezpośrednim następcą żadnego QLED-a z roku 2017, ponieważ ubiegłoroczne QLED-y z najwyższej serii Q9 zaczynały się dopiero od 65 cali. Inaczej mówiąc, jest to model, którego nie było dotychczas w ofercie koreańskiego producenta i którego głównym zadaniem jest rywalizacja o tych klientów, którzy do tej pory wybierali 55-calowe telewizory OLED. W roku ubiegłym Samsung próbował rywalizować z OLED-ami za pomocą 65-calowego QLED-a z serii Q9, co było błędem. W tym roku wyciągnięto właściwe wnioski i najbardziej popularne 55-calowe OLED-y mają wreszcie rywala o takiej samej przekątnej. Dobra decyzja Samsung!
Kontrast
Zanim przejdziemy do oceny możliwości Samsunga 55Q9FN w zakresie czerni i kontrastu, przyjrzyjmy się, jak sytuacja wyglądała w ubiegłorocznych modelach telewizorów QLED i Premium UHD.
Jak widać, telewizory QLED nie mogły się pochwalić wysokim współczynnikiem kontrastu – był on, co najwyżej, średni: ubiegłoroczny model 65Q9F z flagowej serii Q9 miał kontrast … najniższy spośród przetestowanych przeze mnie QLED-ów – pod tym względem przewyższał go nawet 4-krotnie tańszy, lecz udany 55MU7002 z serii Premium UHD. Z czego to wynikało? Moim zdaniem, głównym powodem było to, że kontrast w telewizorach QLED 2017 nie był dla inżynierów Samsunga zadaniem priorytetowym (skoncentrowali się na kolorach, HDR, „color volume” itd.). Na szczęście w aktualnej gamie QLED-ów sytuacja ulegla diametralnej poprawie.
Nie ulega wątpliwości, że różnica jest kolosalna. Aby lepiej uświadomić sobie, jak duża to zmiana, porównajmy jeszcze kontrast Samsunga 55Q9FN z dwoma wybitnymi telewizorami konkurencji:
QLED lepszy od plazmy? Jeśli chodzi o sam zmierzony współczynnik kontrastu ANSI, to oczywiście tak. Powstają pytania: jak udało się inżynierom Samsunga osiągnąć tak znakomity wynik i czy nie ma tu gdzieś jakiś haczyków, czy niepożądanych efektów ubocznych? Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to tak wysoki współczynnik kontrastu osiągnięto dzięki zastosowaniu tzw. pełnego podświetlenia z układem wielostrefowego wygaszania diod. Rozwiązanie to wraca do flagowych telewizorów LCD Samsunga po wielu latach przerwy.
Układ lokalnego wygaszania
Druga generacja QLED-ów to nie tylko nowe, mniejsze przekątne ekranu, czy “N” w nazwie. To przede wszystkim olbrzymie zmiany w rozwiązaniach technicznych odpowiedzialnych za kontrast obrazu. Przypomnę tylko, że QLED-y 2017 miały bez wyjątku podświetlenie krawędziowe, w którym liczba możliwych stref wygaszania diod, a tym samym możliwości poprawy kontrastu, były mocno ograniczone.
W nowych QLED-ach 2018 z serii Q9 podświetlenie krawędziowe ustąpiło miejsca nieporównywalnie bardziej zaawansowanemu podświetleniu pełnemu z wielostrefowym wygaszaniem. Liczba stref wzrosła do kilkuset, co widać na wykresie poniżej.
Co ciekawe, wyposażony w 320 stref lokalnego wygaszania Samsung 55Q9FN ma współczynnik kontrastu ANSI równy 8769:1, podczas gdy posiadający aż 648 stref (czyli dwa razy więcej) znakomity Sony 65ZD9 z 2016 roku może pochwalić się kontrastem „tylko” 6445:1. „Jak to możliwe?” – zapytacie. Odpowiedź na to pytanie przynosi analiza charakterystyki jasności (gammy) obu telewizorów. Oto wykres dla Sony:
Krzywa wykresu ma bardzo dobry przebieg, co tym bardziej zasługuje na uznanie, bo jest to przecież telewizor ze strefowo wygaszanym podświetleniem. Poniżej wykres (czerwona krzywa) dla Samsunga 55Q9FN (wykres pochodzi z nowszej wersji programu Chromapure, stąd różnice w „oprawie graficznej”):
Podczas gdy w Sony 65ZD9 dominującą wartością było 2,4 (wartość w zasadzie wzorcowa dla ciemnego pomieszczenia), z wykresu dla Samsunga widać, że po prostu zabrakło skali. Wartość pokazana na wykresie (3,0) oznacza tyle, że obraz jest stanowczo zbyt ciemny, co niesie ze sobą negatywne skutki, zwłaszcza jeśli chodzi o odwzorowanie bardzo ciemnych szarości leżących w pobliżu czerni.
Na początek weźmy mój ulubiony test „gwiazd” z płyty testowej Panasonica z 2010 roku.
Oto co napisałem dwa lata temu o jakości układu wygaszania diod w 65ZD9:
Mistrzostwo Sony 65ZD9 polega na tym, że nie tylko potrafi wiernie pokazać bardzo jasne obiekty, lecz głównie na tym, że potrafi przy tym zachować drobne detale (jak gwiazdy na powyższych zdjęciach, których ZD9 nie zgubił, a zrobili to niestety rywale). Inaczej mówiąc, 65ZD9 jest tak subtelny w swoim podejściu do obróbki obrazu, że jest w stanie precyzyjnie pokazać bardzo jasne oraz bardzo ciemne detale jednocześnie! I to bez utraty szczegółowości. Sony 65ZD9 cały czas dba o zachowanie oryginalnej wizji reżysera i twórcy filmu.
A oto jak tą samą scenę „reprodukuje” Samsung 55Q9FN. Dla „ułatwienia mu tego zadania”, porównałem go z jednym najlepszych telewizorów OLED A.D. 2018. A zatem na lewo Sony 55AF8, na prawo Samsung 55Q9FN. I jeszcze jedno: zdjęcia proszę oglądać w ciemnym pomieszczeniu i/lub przy jasności wyświetlacza ustawionej na maksimum.
Jak widać, duża część gwiazd na ekranie 55Q9FN po prostu gdzieś przepadła, czyli oryginalny materiał filmowy został przez ten telewizor bardzo zniekształcony.
Dla porównania, oto jak tę samą scenę pokazał bardzo udany, tegoroczny 55NU8042.
Czy zauważyliscie jakąś „zgubioną gwiazdeczkę”? Ja nie. Jest to tym bardziej zaskakujące, bowiem 55NU8042 jest przecież sporo tańszym telewizorem z podświetleniem … krawędziowym.
„Krawędziówka” lepsza niż FALD (tj. pełne podświetlenie)? Nieprawdopodobne, ale prawdziwe.
Wróćmy do analizy wygaszania w 55Q9FN. Czy można ww. negatywnym zjawiskom jakoś przeciwdziałać, np. zmieniając ustawienia? W wielu wypadkach da się złagodzić negatywne skutki działania LD poprzez zmianę gammy z fabrycznego „0” na „+2” lub „+3”, ale nie przywróci to widoczności wszystkich szczegółów ciemnych scenach (gwiazdy w teście Panasonica nadal nie bedą widoczne).
Na tym etapie, ktoś mógłby skwitować działanie układu „local dimmingu” w 55Q9FN mianem „agresywnego”. Moim zdaniem, nie jest to dobre określenie? Dlaczego? Odpowiedź przynoszą moje dalsze ustalenia.
Zakończenie analizy działania układu lokalnego wygaszania na tym etapie byłoby błędem, bowiem nie dałoby „pełnego obrazu” jakości algorytmów „local dimmingu”. W kolejnym teście, na ekranie 55Q9FN wyświetliłem jednolitą planszę kontrolną zawierającą bardzo ciemną szarość oznaczoną jako IRE2.
Plansza miała proporcje boków 4:3, a zatem telewizor z ekranem 16:9 (a takim jest 55Q9FN) powinien wyświetlić czarne pionowe pasy po obu bokach planszy. Dodam, że plansza miała w lewym dolnym rogu biały identyfikator (IRE2). Oto jak tę planszę pokazał 55Q9FN :
Jak widać, telewizor rozświetlił fragment z jasnym napisem, delikatnie rozświetlił niewielką strefę wokół niej, a pozostałą część planszy po prostu … wygasił. Tak jakby w ogóle nie było tam żadnej informacji!
Inaczej mówiąc, jednolitą, szarą planszę kontrolną, testowany telewizor podzielił na trzy strefy różniące się jasnością. Ich przybliżone granice zaznaczyłem kolorem czerwonym na poniższym zdjęciu:
Czy tak ma wyglądać wierność oryginalnemu obrazowi? Jednolitą szarą planszę z małym napisem układ „local dimming” porąbał na trzy części? Nie ulega wątpliwości, że algorytmy sterujące układu wygaszania diod LED wymagają dużej poprawy.
No dobrze, ale jak wygaszanie działa w praktyce podczas oglądania filmów? Krótko mówiąc, różnie. Są bardzo udane sceny, jak na przykład w filmie „La La Land”, gdy para głównych bohaterów idzie alejką parkową oświetloną przez latarnie. Widać tu, że 320 stref wygaszania działa dużo bardziej precyzyjnie niż w 48-strefowym Sony 55XF9005, bowiem niemalże brak rozświetleń górnego czarnego pasa.
Z kolei w bardzo wymagającej scenie z filmu „Ben Hur” (Heston/Wyler, 1959), gdy główny bohater powraca z Rzymu do rodzinnego domu, do gry wkracza „trzeci wojownik” odpowiedzialny w Samsungu za podnoszenie kontrastu. Przypomnę, że do tej pory byli to:
- 320-strefowe wygaszanie diod,
- zmanipulowana (ściemniona) charakterystyka jasności (gamma).
Tym trzecim, bardzo ważnym czynnikiem jest „frame dimming”, czyli nie lokalne, lecz globalne przyciemnianie obrazu, które dla uproszczenie bedę nazywał „przyciemnianiem kadru”. Ogólnie rzecz biorąc, działa ono tak, że gdy mamy przejście z jasnego kadru w ciemny, telewizor natychmiat redukuje jasność tego drugiego, aby stworzyć wrażenie głębszej czerni. Niestety, ma to też swoje negatywne konsekwencje. W ww. filmie, gdy Ben Hur stoi przed bramą rodzinnego domu, telewizor nie może się zdecydować, czy ściemnić kadr, czy go rozjaśnić, co skutkuje zauważalną kilkukrotną zmianą jasności tej ciemnej sceny. To niezdecydowanie telewizora widać bardzo dobrze wprawnym okiem, gdy ekran jest delikatnie rozjaśniany i zaraz potem ściemniany i znowu rozjaśniany, co jest po prostu kuriozalne. Niestety, to nie koniec przygód z „frame dimmingiem”.
Jeżeli odnieśliście wrażenie, że „local dimming” jest aktywny tylko w ciemnych scenach, to muszę wyprowadzić Was z błędu. Wyobraźmy sobie, że oglądamy mecz piłki nożnej, który rozgrywany jest popołudniem. Słońce mocno rozświetla trybuny i górną część boiska (które pozostają „przepalone”), podczas gdy pozostała część murawy pozostaje w lekkim cieniu. Gdy wędrująca za piłką kamera przesuwa się w dół, na ekranie widać coraz mniej jasnych trybun i coraz więcej zacienionej murawy. A gdy ostatni skrawek trybun zniknie z kadru następuje wielkie „bach!” – telewizor przyciemnia cały kadr.
Teraz już wiecie dlaczego jestem przeciwnikiem określania algorytmów sterujących pracą lokalnego wygaszania w Samsungu 55Q9FN mianem „agresywnych”. Moim zdaniem, to stanowczo zbyt delikatne słowo, bo tak naprawdę one są po prostu … szalone. Bo jak inaczej nazwać ściemnianie obrazu podczas meczów piłki nożnej, hę?
Na koniec jeszcze jedna ważna informacja. Układ wygaszania diod („local diming”) w Samsungu 55Q9FN jest niestety niewyłączalny. Działa cały czas, czy ktoś tego chce, czy nie. W telewizorach firm LG, Panasonic i Sony, lokalne wygaszanie można wyłączyć. Ale nie w 55Q9FN.
Podsumowując: jeśli miałbym krótko i dosadnie opisać możliwości Samsunga 55Q9FN w zakresie reprodukcji ciemnej czerni i wysokiego kontrastu, powiedziałbym, że 55Q9FN reprezentuje naprawdę świetny, wysoki poziom sprzętowy (precyzyjne, wielostrefowe podświetlenie, lecz niestety raczej kiepski poziom programowy (delikatnie mówiąc, kontrowersyjne algorytmy sterujące wygaszaniem diod). Na szczęście, w przeciwieństwie do sfery sprzętowej, algorytmy można poprawić w drodze aktualizacji oprogramowania. Czy tak się stanie? Zobaczymy. Niezależnie od tego, co przyniosie przyszłość, nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że specjaliści Samsunga wykonali, od strony sprzętowej, kawał naprawdę dobrej pracy. Niestety, nie da się tego powiedzieć o osobie odpowiedzialnej za algorytmy. Gdyby to ode mnie zależało, to osoba ta nie pracowałaby już w Samsungu. Dlaczego? Ponieważ niszczenie pracy swoich współpracowników i tym samym szkodzenie firmie jest przecież niczym innym jak sabotażem, a sabotażystów nie potrzeba ani w Samsungu, ani gdziekolwiek indziej. Wiem, że to mocne słowa, ale piszę je z pewną dozą rozgoryczenia z powodu tego, że algorytmista zniszczył wspaniałą pracę swoich kolegów sprzętowców. Na szczęście nie wszystko jest stracone i fatalne algorytmy można jeszcze poprawić, choć oczywiście nie będzie to ani proste, ani łatwe.
Jasność maksymalna w trybie SDR (pełny ekran)
Poniższa tabela pokazuje zależność jasności maksymalnej od ustawienia parametru „podświetlenie” (tryb film, local dimming niska)
podświetlenie | cd/m^2 |
0 | 26 |
10 | 108 |
20* | 198 |
30 | 296 |
40 | 397 |
50/50 | 508 (538 przy „local dimming wysoko”) |
*fabrycznie
Jasność maksymalna w trybie HDR
Maksymalna jasność w trybie HDR była (już tradycyjnie dla telewizorów marki Samsung) zmienna. Pomiarów dokonałem w trybie film, przy opcji „local dimming” ustawionej na „wysoko”. Pomiarów dokonałem po długim wygrzaniu telewizora w trybie HDR, tak, aby diody się rozgrzały i telewizor nie korzystał z chłodnych LED-ów. Oto wyniki:
- na planszy 5% – 740 cd/m^2 (zaczyna od 336, maks. po ok. 5 s)
- na planszy 10% – 940 cd/m^2 (zaczyna od 500, maks. po ok. 5 s).
Powyższe wartości zmierzyłem po 5 sekundach od pojawienia się testowej planszy na ekranie.
Zwracam uwagę, że gdy telewizor jest chłodny, jasność maks. na planszy 10% może chwilowo może dochodzić do 1000, a nawet 1100 kandeli na m.kw., ale telewizor nigdy nie osiąga takich wartości po wygrzaniu.
A oto porównanie z innymi telewizorami HDR:
Dlaczego nie porównujemy jasność maksymalną na planszy 10%, lecz 5%? Odpowiedź jes prosta: ponieważ niektórzy producenci „optymalizują” swoje telewizory pod ten właśnie rozmiar planszy pomiarowej, tj. chwilowo przesterowują diody LED aby zmylić mniej doświadczonych testerów.
Jeśli chodzi o charakterystykę jasności w trybie HDR, była ona rozjaśniona, najprawdopodobniej celowo, aby wywrzeć na widzu wrażenie lepszego HDR-u. Nie ukrywam, że subiektywnie może się to podobać, ale z wiernością oryginalnemu sygnałowi nie ma to nic wspólnego. Na szczęście krzywa jasności w trybie HDR daje się kalibrować.
Ogólnie możliwości Samsunga 55Q9FN w trybie HDR oceniam jako dobre, zdecydowanie ponadprzeciętne.
Kolory
Przystępując do pomiarów kolorów nurtowało mnie jedno pytanie: czy inżynierom Samsunga udało się w końcu okiełznać „kuledowe” kolory? Przypomnę, że QLED-y A.D. 2017 w kwestii reprodukcji barw pozostawiały wiele do życzenia. Głównym problemem była jakość reprodukcji barw na dużych powierzchniach, np. na całym ekranie. Na przykład w modelu 65Q9F z 2017 roku, kolor czerwony oglądany w małym prostokącie zajmującym 10% powierzchni ekranu był odwzorowany dobrze, z niewielkim błędem. Z kolei jeśli wyświetliliśmy tę samą barwę, lecz w postaci planszy pełnoekranowej, czerwony stawał się blady i zbyt mało nasycony. To samo zjawisko występowało również w telewizorach z serii Q7 i Q8 z ubiegłego roku. Jak duże były to błędy, dowiecie się z wykresów umieszczonych w testach ubiegłorocznych 55Q7F i 49Q7F.
Tym bardziej miło jest mi poinformować, że QLED-y 2018 są wolne od tego mankamentu. Zarówno w testowanym tu 55Q9FN, jak i 55Q6FN (którego test ukaże się niebawem na benchmark.pl), pełnoekranowe barwy są dobrze odwzorowane i pięknie nasycone.
Jeśli chodzi o pomiary, to w ustawieniach fabrycznych trybu „film” odwzorowanie 3 barw podstawowych i 3 pochodnych było co najmniej dobre. Jedynie dwie barwy (B, Y) mocniej przekroczyły próg postrzegalności (3,0); czerwony (R) tylko nieznacznie.
Poniżej diagram chromatyczności.
Choć telewizor nieco gorzej radził sobie z reprodukcją barw na mniejszych poziomach nasycenia, to ze względu na niski średni błąd odwzorowania, który wyniósł 2,98 i to już w ustawieniach fabrycznych trybu film, odwzorowanie barw przez Samsunga 55Q9FN oceniam pozytywnie. Moim zdaniem jest to wyraźny postęp w stosunku do ubiegłorocznego 65Q9F.
Szeroka paleta barw
Pokrycie przestrzeni DCI wyniosło w ustawieniach fabrycznych niemal 93%, co jest świetnym wynikiem, jednym z najlepszych w swojej klasie.
Jest to wynik niemal o 12 p.p. wyższy niż np. w „nanocellowym” LG 55SK9500 …
… co powinno raz na zawsze zakończyć dyskusje i spory o wyższości technologii Nano Cell nad QD (kropkami kwantowymi). Krótko mówiąc:
Na podstawie testu Samsunga 55Q9FN wyraźnie widać, że w kwestii wielkości odwzorowywanej przestrzeni barw, kropki kwantowe po prostu rządzą i basta.
Warto wspomnieć, że istnieje kilka metod pomiaru pokrycia przestrzeni DCI. Zastosowana w teście metoda wykorzystująca CIE1931xy daje niższe wyniki niż ta oparta na CIE1976uv. Z kolei producenci podają pokrycie według drugiej metody, bowiem daje ona większą wartość procentową pokrycia. Pomimo tego, zdaniem wielu specjalistów, metoda oparta o CIE1931xy jest bardziej miarodajna.
Ruch
Za poprawę ostrości i płynności obrazów ruchomych odpowiada w Samsungu 55Q9FN układ o nazwie Auto Motion Plus (AMP). Poniższych pomiarów dokonałem przy jasności ok. 120 cd/m^2 (podświetlenie 11/50 + local dimming niska).
ustawienie AMP | rozdzielczość dynamiczna |
Wył. | 150 |
Auto | 1000 |
Użytk. fabr (rr10/rd3) | 1080 |
Użytk.+WRLED | 1080 |
- rr – redukcja rozmycia (ostrość)
- rd – redukcja drgań (płynność)
Niepożądanych artefaktów działania układu AMP było niewiele, ale nadal więcej niż np. w Sony 55XF9005.
Płynność ruchu
ustawienie AMP | stopień upłynnienia ruchu |
Wył. | żaden |
Auto | skrajnie duży |
Użytk. | regulowany |
Użytk.+WRLED | skrajnie duży |
W ogólnym rozrachunku trzeba stwierdzić, że Samsunga 55Q9FN cechuje wysoka jakość odzworowania obrazów ruchomych, jak na wysokiej klasy telewizor z matrycą 120Hz przystało.
Obsługa plików multimedialnych
avi (fmp4) | + |
flv (flv1) | + |
mkv (h264) | + |
mov (h264) | + |
mp4 (h264) | + |
mp4 (h265) | + |
mts (przepl., h264) | + |
mts (progr., h264) | + |
tp (mpeg1/2) | – |
wmv (wmv2) | + |
4K > 2160 (h264) | – |
Samsung 55Q9FN odtworzył poprawnie wszystkie testowe pliki o rozdzielczościach do 4K (2160p), z wyjątkiem „tp”. Niestety, tak jak modele z 2017 roku, nie poradził sobie z plikami wideo 4K o rozdzielczości pionowej większej od 2160 linii.
Nadal brak jakichkolwiek opcji sortowania plików odtwarzanych z serwera multimediów (dysku sieciowego, NAS-a). Z kolei przy korzystaniu z pamięci USB pliki można sortować wg tytułu (nazwy) i daty (najnowsze), lecz niestety tylko w jedną stronę.
Ogólnie w tej kategorii wystawiam Samsungowi 55Q9FN ocenę bardzo dobrą.
Input lag
W ustawieniach fabrycznych trybu „gra” opóźnienie sygnału 1080/60p na złączu HDMI wyniosło 20,2 ms.
Po wyłączeniu fabrycznie aktywnej opcji „Gra Motion Plus”, wartość opóźnienia zmniejszyła się do 13,4 ms.
To świetne wyniki, jedne z najlepszych w swojej klasie.
Werdykt 1 (krótki)
Samsung 55Q9FN to telewizor znakomity od strony sprzętowej, lecz niedopracowany od programowej. Nie ulega jednakże żadnej wątpliwości, że w kwestii czerni i kontrastu 55Q9FN stanowi ogromny krok naprzód w stosunku do QLED-ów pierwszej generacji.
Werdykt 2 (długi)
Samsung 55Q9FN to aktualnie najbardziej zaawansowany technicznie 55-calowy telewizor LCD na rynku. Pozbawiony takich wad jak np. ryzyko utrwalenia („wypalenia”) się obrazu na ekranie, czy pionowe pasy widoczne w bardzo ciemnych scenach, 55Q9FN mógłby być ciekawą alternatywą dla telewizorów OLED. Wyposażony w najlepszy system operacyjny ma unikalne rozwiązania, funkcje i możliwości (tryb „ambient”, tryb „gra motion plus”). Dzięki kablowi hybrydowemu (sygnałowo-prądowemu) jest najlepszym na świecie telewizorem do powieszenia na ścianie. W sumie to dobry telewizor dla wszystkich tych, którzy nie lubią, nie chcą lub obawiają się o długoterminową trwałość OLED-ów. Z czysto użytkowego puktu widzenia, to co ten flagowy 55-calowy QLED traci w kwestii jakości obrazu do OLED-ów, częściowo rekompensuje walorami użytkowymi i unikalnymi rozwiązaniami, których na próżno szukać u konkurencji.
Z drugiej strony, z aktualnym oprogramowaniem kontrolującym działanie układu wygaszania podświetlenia, 55Q9FN nie jest telewizorem dla hiperkrytycznych i bezkompromisowych purystów.
55Q9FN to telewizor niełatwy w jednoznacznej ocenie. Z jednej strony jest olbrzymim krokiem w dziedzinie kontrastu – pod tym względem miażdży ubiegłorocznego QLED-a pierwszej generacji – model 65Q9F. To miłe, że inżynierowie Samsunga w końcu przypomnieli sobie, że dobry telewizor to nie tylko wysoka jasność w trybie HDR, czy obszerna przestrzeń barw (color volume), lecz także, a może przede wszystkim, czerń i kontrast. I choć wyszło jak wyszło, nie sposób nie docenić wysiłków kontruktorów – przecież sprzętowcy (zwłaszcza ci od podświetlenia) odwalili kawał naprawdę dobrej roboty. Co innego algorytmowcy …
Gdybym miał Samsunga 55Q9FN do czegoś porównać, powiedziałbym, że jest jak sportowy samochód wysokiej klasy. Taki wszystkomający: z mocnym silnikiem V6 turbo i dodatkowym napędem elektrycznym. Ze sztywnym nadwoziem pokrytym warstwą pieknego metalizowanego lakieru. Z alufelgami, skórzaną tapicerką, klimatyzacją, nawigacją i wszystkimi nowoczesnymi bajerami i gadżetami. Oraz, co najważniejsze, z zaawansowanym zawieszeniem sterowanym przez komputer.
Gdy do takiego samochodu wsiądzie amator lub kierowca średniozaawansowany, będzie nim po prostu zachwycony. Z kolei gdy za kierownicą zasiądzie ktoś pokroju Loeba lub Makinnena, Kubicy czy Hamiltona, od razu zauważy, że oprócz wielu zalet, jak na przykład duża moc, samochód ma też i swoje wady: na trudnych i wymagających trasach nie trzyma się drogi: raz jest podsterowny, raz nadsterowny, nie dając zaawansowanemu kierowcy pełnej kontroli nad torem jazdy. Co gorsza, wygląda na to, że samochód ten świadomie i celowo tak właśnie zaprojektowano.
Inaczej mówiąc, można sobie kupić auto wyścigowe, jeździć nim do pracy i być bardzo zadowolonym. Jednakże dopiero na torze wyścigowym okazuje się, co dany samochód tak naprawdę potrafi. Nie inaczej jest z telewizorami. Gdy 55Q9Fn „przyciśniemy” wymagającymi materiałami i trudnymi scenami wtedy „nie trzyma się drogi” pokazując obraz odmienny od zamierzeń reżysera.
W chwili obecnej, z technicznego punktu widzenia, Samsung 55Q9FN jest telewizorem, któremu, moim skromnym zdaniem, algorytmista-sabotażysta celowo i świadomie nie pozwolił być wielkim. W związku z tym zwracam się z gorącym apelem do wszystkich pracowników Samsunga, którym naprawdę zależy na dobru firmy: zróbcie wszystko aby przekonać osoby podejmujące decyzje do radykalnej zmiany algorytmów układu lokalnego wygaszania. Uwolnijcie pełny potencjał tego telewizora! Krótko mówiąc, pozwólcie mu być w pełni wielkim, bo sprzętowo już taki jest. Jeżeli tak się stanie, z radością wymienię poniższy znaczek na „Super Telewizor”.
Tomasz Chmielewski
jakiekolwiek wykorzystanie znaczków nagrody wymaga uprzedniej zgody redakcji
Samsung 55Q9FN
ocena ogólna
Potencjalnie świetny
Ogromny postęp w stosunku do QLED-ów pierwszej generacji. ale nadal "work in progress". Sprzętowo - mistrz, programowo - czeladnik. Czempion, ale "in statu nascendi". Fascynujący i zarazem kontrowersyjny. Technicznie najbardziej zaawansowany i potencjalnie najlepszy 55-calowy elcedek na rynku - ale tylko potencjalnie, bo takim mógłby się stać po zmianie algortymów "local dimmingu". Krótko mówiąc, polaryzator opinii i telewizor, obok którego nie sposób przejść obojętnie.